wtorek, 31 marca 2009

W barze mlecznym

Jedną z pamiątek po PRL , które niekiedy można nadal spotkać w dzisiejszym krajobrazie są bary mleczne. Także dziś niejedno dziecko pyta swoją mamę, ciągnąc ją za rękaw: "Mamo, ale dlaczego ten bar nazywa się mleczny, przecież tu nie ma mleka?". Przewaga dań mlecznych jest już znikoma, lecz pewien sentyment pozostał. Jest to zawsze dobra alternatywa dla tych, którzy chcą zjeść tanio, często smacznie, a na pewno quasi-domowo. Dziś zlały się z krajobrazem dzisiejszego kolorowo-nijakiego miszmaszu. Myślę, że wiele osób pamięta przez mgłę, te zatłoczone, parne wnętrza, gdzie głos zamawiającego klienta "Pomidorowa raz!" mieszał się z głosem pani kuchenkowej: "Pomidorowa wyszła!". Klient rad czy nierad (niby klient nasz pan, lecz w PRL bywało z tym różnie) wybierał sobie inne danie - czy to ogórkową, czy też z innej beczki - makaron z serem. Były i czasy, kiedy kupowało się na kartki - porcjowano pyzy, kopytka i cały asortyment dostępny w w tej jadłodajni.
Bar mleczny był pewnym odpowiednikiem zachodnich fast foodów, miejscem, gdzie nie delektowało się jedzonych dań, ale szybko zjadało i wychodziło (najczęściej z powrotem do pracy lub do kolejki - czyli stałego elementu ówczesnej codzienności). Jako materiał poglądowy niech posłuży ten fragment "Misia" Barei. Powiedzieć "proszę" w taki sposób jak robi to ta pani to prawdziwa sztuka!

Dodam tylko, że te przymocowane łańcuchem talerze i sztućce to psikus twórców tego filmu, w rzeczywistości tak nie było, zapewniam was, droga młodzieży!
Chodziliście? Chodzicie nadal? Może macie swoje ulubione?
Ja zaliczyłam kilka - oblegany "Podlasie" w Białymstoku i "Uniwersytecki" na przeciwko pewnego Instytutu ;) w Warszawie. W Gdańsku dla spragnionych jadła jest "Neptun", jest też na krakowskim Starym Mieście tego typu bar, którego nazwy nie pamiętam, ale jego wnętrze świetnie wpisuje się w klimat tej części tego właśnie miasta.
Zmieniają się czasy, przybywa nowych knajp i miejsc, postępuje mcdonaldyzacja społeczeństwa, knajpy upadają, a bary mleczne istnieją nadal. Zresztą sprawdźcie sami - wprawdzie trochę się zmieniły, lecz pewien klimat pozostał.

sobota, 28 marca 2009

Odpicuj mi brykę w PRL

Polacy w PRL nie gęsi i swoje samochody mieli. Najlepszym dowodem na to są skryte gdzieś w zakamarkach garaży, złomowisk i kolekcjach miłosników auta, które niegdyś były marzeniem każdego Polaka, a dziś są już tylko wspomnieniem (chociaż czasem jeszcze jakiś fiacik 126 p przemknie ulicą tu i ówdzie).
Auta PRL... W zależności od tego, z którą to dokładnie dekadą mamy do czynienia, motoryzacyjne marzenie obywatela przedstawiało się nieco inaczej... Zobaczmy:
Syrena,
Warszawa

oraz bohater naszego dzisiejszego wpisu, czyli właśnie Fiat 126 p. Nazywany pieszczotliwie "maluchem", została zaprojektowany jako marzenie statystycznego Kowalskiego. Doczekał się nawet roli w filmie Sylwestra Chęcińskiego "Nie ma mocnych" (któż z nas nie oglądał tego filmu o perypetiach Karguli i Pawlaków?). Zobaczcie - po 1 minucie i 18 sekundach pojawia się on - czerwony maluch...

Wiele rodzin prędzej czy później miało w swoim posiadaniu to legendarne auto. Oto co znalazłam na jego temat w wydanym w 1980 przewodniu turystycznym po Górnym Śląsku i Zagłębiu Dąbrowskim (Fiat 126 p był produkowany także w Tychach, a jak wiadomo w PRL zwiedzało się nie tylko ciekawe obiekty przyrodnicze i kulturalne, ale także przemysłowe. W ten sposób dawał o sobie znać ten socjalistyczny kult pracy i robotnika. Wyobrażacie sobie dziś wycieczkę do fabryki opon albo mleczarni? Z czysto turystycznych pobudek?):
"Kiedy pojawiły się na naszych jezdniach kolorowe samochodziki Fiat 126 p, wielu przychodniów przystawało i oglądało je z dużym zainteresowaniem, wyraźnie zazdroszcząc pierwszym posiadaczom. Potem zaczęły krążyć setki mniej lub bardziej złośliwych dowcipów, które najczęściej opowiadali ludzie marzący w cichości ducha o posiadaniu takich czterech kółek, chociaż początkowo skakały one podobno na drzewo, gdy... pies je wystraszył. Dzisiaj widok zgrabnych fiacików nikogo już nie dziwi (...) samochodziki te stały się nieodłącznym elementem naszych ulic i szos, a ich walory praktyczne - zwrotność i ekonomiczność - zyskały sobie ogólne uznanie użytkowników" (Janikowska-Skwara J., Górny Śląsk i Zagłębie Dąbrowskie. Panorama Turystyczna, Warszawa 1980)
Czy kiedykolwiek wy lub wasi rodzice mieliście któreś z tych aut? Moja rodzina posiadała dwukrotnie fiata 126 p. Trudno ocenić mi z dzisiejszej perspektywy to auto, ponieważ niewiele już pamiętam, ale ten fiat był niczym terenówka na polnych wiejskich drogach, jak ciężarówka - ze względu na to, co i ile można nim było przewieźć i jak prawie luksusowe auto, którym nikt nie powstydził się zajechać na zabawę do remizy czy niedzielną mszę.

środa, 25 marca 2009

tęskonota za kolorowym papierkiem

Kryzys na początku lat 80-tych utrudnił życie obywatelom PRL do tego stopnia, że mieli oni problem nie tylko z kupnem mięsa czy bardziej luksusowych produktów (co akurat było jedną z cech charakterystycznych tej epoki), ale także tak codziennych rzeczy, jak papier toaletowy, podpaski, chusteczki higieniczne... Ubrania i buty było niejednokrotnie ciężko dostać (chyba, że były to RELAXY, ale i z tym bywało rożnie...

Kupienie dobrej czekolady mogło być nie lada wyczynem, szczególnie z tego względu, że wówczas królowały wyroby czekoladopodobne, dziś skryte w nielicznym zakamarkach supermarketów (o ile jeszcze rzeczywiście gdzieś są). Pół biedy, jeśli ktoś miał rodzinę lub znajomy6ch za granicą, który przysyłali paczki z różnymi, często niedostępnymi u nas towarami: owocami południowymi (pomarańcze naprawdę ciężko było dostać), słodyczami (te zachodnie czekolady... mmm), napojami w puszkach (to był szał!!! napój w puszce!!!) , kosmetykami (innymi niż perfumy "Być może" i dezodorant "Derby"). A teraz uwaga - szokująca prawda: czasem dekorowało się swoje pokoje tymi kolorowymi opakowaniami, które tak bardzo różniły się od szarego papieru, w który kiedyś opakowywano u nas produkty. Ogólnie rzecz biorąc, opakowania dostępnych u nas rzeczy nie były tak efektowne i zachęcające. Bo po co, skoro reklamy praktycznie nie istniały...
Z tego dekorowania pokojów można się dziś śmiać, ale sama pamiętam dobrze kolekcję papierków po belgijskich czekoladach, które miała moja kuzynka, a jej starsza siostra - kolekcję pudełek po papierosach - "Camelach", "Monte Carlo" i innych, tak rożnych i piękniejszych niż "Nordy" czy "Klubowe" i brrr... "Sporty" (niejeden uczeń został z nimi wyciągnięty za ucho przez nauczyciela z krzaków w pierwszy dzień wiosny). A poniżej - guma "Donald". Żuliście?

... i Polo-cocta (polski odpowiednik symbolu zgniłego kapitalizmu - Coca Coli)

czwartek, 19 marca 2009

Big Brother patrzy


Polska Rzeczpospolita Ludowa, jako członek Układu Warszawskiego była pod bardzo silnym wpływem Kraju Rad - ZSRR. Bratni naród do tego stopnia kontrolował życie obywateli zarówno swoich, jak i innych Republik Ludowych w Europie (Węgierska RL, Czechosłowacka RL, Jugosłowiańska...), że aż... obowiązkowym językiem, którego uczono w szkołach był rosyjski.
Nie było to zbyt popularne wśród uczniów i studentów w tamtych czasach, do tego stopnia, że kiedy w 1989 zmienił się ustrój polityczny w Polsce i ZSRR nie kontrolowało już w takim stopniu naszego kraju, ludzie w euforii wyrzucali słowniki polsko-rosyjskie do śmieci (a także Dzieła Lenina i tym podobne skarby). Czy była to dobra decyzja? Dziś znajomość rosyjskiego to dodatkowy atut w CV, jednak inwigilowanie obywatele republik ludowych mieli prawo do takiej małej ekspresji swoich uczuć po tych wszystkich latach...
bez względu na to, jakbyśmy narzekali, ludzie mieszkający bezpośrednio w samym ZSRR mieli o wiele gorzej - oni jeszcze bardziej mogli odczuć klimat z orwellowskich powieści. Plakat zamieszczony tutaj krzyczy "Nie boltaj", czyli "Nie gadaj (rozmawiaj) - a zatem nie opowiadaj swoim znajomym za dużo...

niedziela, 15 marca 2009

Każdemu po równo

"Życie jest ciężkie" - myślisz stojąc w kolejce do kasy w centrum handlowym (ach, te wyprzedaże). Pomyśl, że ponad 20 lat temu nie Ty dyktował(a)byś to, co chcesz sobie kupić. Twoje potrzeby żywnościowe, tekstylne i higieniczne dyktowane byłyby przez specjalne kartki, które w każdej wiosce i mieście wydawane były obywatelom PRL. Jak widać na załączonym obrazku, na każdego członka rodziny przypadał: kilogram mąki, pól kilo cukru...

Były specjalne talony na benzynę, a na każde dziecko w wieku szkolnym przypadało dodatkowo pół kilograma masła (żyć nie umierać)!
Nałogi nie byłyby wówczas Twoją indywidualną sprawą - Państwo przewidziało także przydział na papierosy i alkohol. Miodzio

I z tego to właśnie powodu każda sprzedawczyni w sklepie była wyposażona w nożyczki, po to, by odcinać poszczególne fragmety od Twojej indywidualnej kartki.

piątek, 13 marca 2009

Ja przepraszam, ale o co chodzi?

... no właśnie :) jestes bowiem młodocianym obywatelem Polskiej Republiki Ludowej. Tak, tak. Była bowiem taka epoka w dziejach naszego kraju, kiedy to realia wygląda nieco inaczej niż teraz i to nie tylko z powodu postepu technicznego (a raczej jego braku) czy realiach obyczajowych. Zmieniły sie bowiem, nie tylko czasy, ale także ustrój polityczny w jakim żyjemy. Moim zdaniem, zmiany poprowadziły na s wlepszym kierunku, ale tamte czasy miały swój urok...
Na tym blogu chcę powrócic do tamtych czasów, odwołac się do swoich i waszych wspomnień, dlatego licze po cichu na to, że czasem podzielicie się ze mną jakimiś wspomnieniami w komentarzach. Czekam także na komentarze tych osób, które nie pamiętają i nie mogą pamiętac epoki PRL - wasze zdanie liczy się dla mnie szczególnie, ponieważ będę starała się nie tylko powspominać epokę, ale także przybliżyć ją tym osobom,które wiedzą o niej niewiele albo nic.
Na początek uczcijmy powstanie tego bloga tą wesoła piosenką, którą znalazłam na You Tube. YT ma to do siebie, że czasem skrywają się tam prawdziwe perły, które czekają tylko na to, żeby je odkryć. przedstawiam Wam "Za zdrowie Pań", piosenkę takiego pana, który zwał się Edward Hulewicz i był poniekąd znany w latach siedemdziesiątych. Zywe złoto, prawda ;) tak, tak, własnie takich piosenek się wtedy słuchało... Poza tym, zauważcie, że wtym teledysku występują znane osoby, m. in. Anna Jantar (dla młodzieży: mama Natalii Kukulskiej) - czyli ta pani, która stoi obok Edwarda Hulewicz i odstawia na stół nadprogramowy kieliszek szampana oraz zespół Alibabki (to te Panie, które siedzą na sofie czy też szezlongu czy kanapie - pytanie za 10 punktów - co to za mebel, na którym siedzą Alibabki???). A kim były Alibabki? Jeśli ktoś nie wie - vide piosenka "Przeleć mnie" (sic!)
And - there is some clip, to begin, not only for women...

czwartek, 12 marca 2009

tadaa


Tadaaa!!! Wracasz ze szkoły i co??? Jest prezent - pod poduszką czeka na Ciebie czekolada - czy to "Józefinka", czy "Jedyna" czy też inny wyrób wyprodukowany w firmie 22 lipca (tak cześć rocznicy Manifestu Lipcowego zwała się niegdyś firma Wedel). Jeśli jesteś chłopakiem, być może rodzice dorzucą Ci Łunochod (uwierz, to super zabawka - mój kolega dostała taką na gwiazdkę), jeśli dziewczynką - to może jakąś lalkę (ale nie Barbie! to nie te czasy... no chyba, że z Pewexu). Jeśli lubisz czytać - to może książka Hanny Ożogowskiej, Małgorzaty Musierowicz, albo coś z serii "Pan Samochodzik" Zbigniewa Nienackiego. Co Ty na to? Co wolałbyś dostać?

dziś są Twoje urodziny


Wyobraź sobie... Są Twoje urodziny. Budzisz się i zamiast kolorowej tapety na ścianie widzisz brudny, żółtawy papier w brązowe szlaczki. Idziesz do łazienki, wypełniacz czynności porannej toalety z mydłem "Bambino" lub "Toaletowym"... Jesz kanapkę z samym masłem na śniadanie, pijesz gorące mleko z kożuchami, których nie cierpisz...Nie ma w domu Twojej mamy, ponieważ od 3 rano sterczy w kolejce w spożywczym , bo właśnie przywieźli mięso. Wychodzisz do szkoły. Zakładasz swój granatowy mundurek z przyszytą tarczą, na plecy tornister... Zastanawiasz się, o dostaniesz na urodziny od rodziców... Hmm...