środa, 20 maja 2009

Stały element krajobrazu

W czasach PRL-u stałym elementem polskiego kraju były PGR-y, czyli Państwowe Gospodarstwa Rolne. PGR-y były takimi dużymi gospodarstwami, których właścicielem było państwo. PGR-y utworzono w 1949 roku, głównie na bazie wcześniejszych majątków ziemskich (które w takim systemie musiałby z własności prywatnej przejść na własność państwa). Wiele takich gospodarstw powstało na Ziemiach Odzyskanych - głównie na Warmii i Mazurach. Niska efektywność pracy, nadmiernie rozbudowane świadczenia socjalne na rzecz pracowników tych PGR-ów oraz (w wielu przypadkach) fatalne zarządzanie powodowały niewielką produktywność i deficyt, który pokrywany był z dotacji państwowych. Poniżej - odcinek Polskiej Kroniki Filmowej nt. żniw w PGR:

Po 1989 roku, po przejściu na gospodarkę rynkową, większość PGR-ów zbankrutowała lub została zamknięta niezależnie od osiąganych wyników ekonomicznych decyzją rządu, a ich majątek został przejęty przez Agencję Nieruchomości Rolnych, część sprzedano indywidualnym rolnikom.
Upadek PGR-ów pociągnął za sobą całą gamę problemów w regionach, w których były one jedynymi pracodawcami, po restrukturyzacji nowi właściciele ograniczali znacznie zatrudnienie. PGR-y były bardzo często organizatorami życia społecznego i zapewniały zaspokojenie właściwie wszelkich potrzeb pracowników. Ich upadek spowodował często nieodwracalne szkody w strukturze lokalnych społeczności, które nie miały szans na przystosowanie się do nowej sytuacji ekonomiczno-gospodarczej. Dewastacji uległ także majątek – częściowo na skutek rozkradzenia, częściowo z powodu braku elementarnych zabezpieczeń. Poniżej zamieszczam smutny nieco odcinek Polskiej Kroniki Filmowej z 1992 roku o śmierci PGR-ów:

Dla zainteresowanych mam ciekawą wiadomość: w 2008 roku w Bolegorzynie założono muzeum Państwowych Gospodarstw Rolnych. Odsyłam też do trylogii o kuzynkach autorstwa Andrzeja Pilipiuka - tam znajdziecie iście pegeerowski akcent (w trzecim bodajże tomie) :)

sobota, 16 maja 2009

Magiczna skrzynka, cz. 1

Czy potraficie wyobrazić sobie, że wasz telewizor jest czarno-biały i nadaje tylko kanał i to w dodatku z kilkugodzinnymi przerwami w ciągu dnia? Otóż, moi mili, w tym kraju było tak przez wiele lat...
Telewizja stawiała swoje pierwsze kroki jeszcze w przedwojennej Polsce (tak,tak - pierwsza eksperymentalna audycja z Mieczysławem Foggiem... ). Prawdziwy rozkwit to jednak Polska powojenna i niestety... użycie przekazu telewizyjnego jako narzędzia dla celów propagandowych ówczesnych, bardzo komunistycznych władz. Trudno jest ocenić z dzisiejszej perspektywy, co czuli potencjalni tychże programów, ale na pewno był to jakiś wyraz nowych czasów, nowej epoki. Pierwszy program wyemitowano 25 października 1952 roku o godz. 19:00 (w przeddzień wyborów do Sejmu). Wówczas z Instytutu Łączności nadano 30-minutowy program muzyczno-baletowy, który był odbierany na 24 odbiornikach rozmieszczonych w klubach i świetlicach (wspólne oglądanie to dopiero rozrywka). Regularną emisję programu polskiej telewizji zainicjowano trzy miesiące później(było to pół godziny raz na tydzień). Po roku – 22 stycznia 1954 – uruchomiono Doświadczalny Ośrodek Telewizyjny z własnym zespołem dziennikarskim. Program ośrodka emitowano początkowo raz w tygodniu, a od 1 listopada 1955 – trzy razy. Dopiero rozpoczęcie emisji przez Warszawski Ośrodek Telewizyjny 30 kwietnia 1956 umożliwiło dostęp do programów TV większej grupie odbiorców. Zasięg stacji wynosił ok. 55 kilometrów. WOT emitował program 5 razy w tygodniu. 1 maja 1956 pracę rozpoczyna Telewizyjny Ośrodek Transmisyjny ze stacją nadawczą umieszczoną na Pałacu Kultury i Nauki(podaję za naszym źródełkiem - Wikipedią)
Telewizja to jednak nie tylko propaganda, starano się zaserwować widzom także rozrywkę. Tutaj fragment popularnego w latach 60-tych programu "Wielkropek":

Były też programy powstałe z myślą o dzieciach, takie, jak "Jacek i Agatka", "Gąska Balbinka"...
Każda stacja tv winna posiadać swój serwis informacyjny. W przypadku TVP był to nieśmiertelny Dziennik TV:

Ech... łezka kręci się w oku...

środa, 13 maja 2009

Pret-á-prl

Słaby dostęp do niektórych towarów, czasem nawet najbardziej
podstawowych, izolacja od reszty świata spoza żelaznej kurtyny skłaniała ludzi w
epoce PRL do poszukiwania własnych rozwiązań w każdej niemal dziedzinie
życia - a zatem także w kwestii ubioru. Dziś wystarczy udać się do sklepu
odzieżowego, czy nawet do centrum handlowego, gdzie półki i wieszaki
uginają się pod kolorowym ogromem wszelkiej maści konfekcji damskiej, męskiej i
dziecięcej. Kupić sobie nową szmatki to właściwie żaden problem -
wystarczą tylko pieniądze, ponieważ naprawdę jest w czym wybierać - chyba,
że poszukuje się czegoś bardziej oryginalnego. Kiedyś dostęp do ubrań nie był tak prosty jak dziś. W pierwszych dekadach PRL-u coś takiego, jak szyta seryjnie odzież właściwie nie istniała. Chcąc się ubrać, najpierw trzeba było kupić odpowiedni materiał, a następnie udać się z nim do krawca. W wielu domach, obok podstawowych sprzętów gospodarstwa domowego, były także maszyny do szycia - samemu można było uszyć coś wg. podpatrzonego na ulicy lub w gazecie kroju, takiego jak ten w czasopiśmie Przekrój, autorstwa Barbary Hoff (lata 50-te):

To, co ze względu na epokę utrudniało łatwiejszy dostęp do odzieży, potęgowane było przez utrudnienia związane z ustrojem gospodarczym państw bloku socjalistycznego. Demoludy, jako kraje biedniejsze niż państwa zza żelaznej kurtyny nie miały sklepów obficie zaopatrzonych w konfekcję. Już w późniejszych dekadach buty czy sukienkę również, tak, jak produkty mięsne trzeba było wystać w kolejce. Szerokie pole do popisu miały osoby bardziej kreatywne, a jednocześnie sytuację kreatywność tę u obywateli PRL pobudzała. Szczęśliwi byli Ci, którzy mieli krewnych w bogatszych krajach - zawsze mogli dostać coś w prezencie, nie tylko ubranie, ale też prasę zagraniczną, z której można było czerpać inspiracje. Prawdziwym wybawieniem mogły być sklepy Pewex i Baltona, w których za dolary można było kupić towary z Zachodu - a zatem i jeansy marki Lewis, i kosmetyki, i Coca-Colę... Niech za obraz posłuży Wam ta reklama (jedna z niewielu polskich reklam z tamtego okresu):

W latach osiemdziesiątych masowo noszone popularne buty Relaks. Były podobno bardzo niewygodne, ale ich plusem było to, że były po prostu dostępne:

Marzeniem niejednego młodego obywatela PRL były jeansy, które, poza wspomnianymi Pewexem i Baltoną, nie były u nas właściwie dostępne. Alternatywą dla niego miał być materiał teksas, który imitował jeans.
W czasach PRL, podobnie jak dzisiaj, ikonami mody były osoby znane - idole młodzieży, aktorzy, muzycy... Jedną z takich ikon była Małgorzata Ostrowska z zespołu Lombard:

Jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej nt. mody w PRL, zachęcam do przecztania ksiązki autorstwa Anny Pelki "Teksas-land. Moda młodzieżowa w czasach PRL":


Może sami pamiętacie jakieś szczególne elementy garderoby, które były wówczas popularne?

czwartek, 7 maja 2009

Na przekór betonowi, cz. 2

Muzyka w PRL miała także swoje alternatywne oblicze, gdzie często do głosu dochodziły frustracje Polaków i protest przeciwko codziennej szarzyźnie, obowiązującemu ustrojowi. Jednym z gatunków muzyki, który w latach 80-tych szczególnie upodobali sobie polscy muzycy, był punk rock. Przyszedł z Wielkiej Brytanii, gdzie młodzi ludzie buntowali się przeciwko władzy i systemowi wartości moralnych, który do nich nie przemawiał. Mimo tego, że ustrój PRL tak bardzo różnił się od monarchii brytyjskiej, punkowe hasła wydawały się stworzone wprost do tego, by jakoś wyrazić swoje emocje i wrażenia z życia w socjalistycznym i smutnym państwie. Zespołów punkrockowych w Polsce powstało wówczas bardzo wiele - nie sposób wymienić wszytskie, ale jednym z najbardziej znanych był istniejący do dziś Dezerter:

piątek, 1 maja 2009

może by tak na pochód pierwszomajowy...?

Każdego 1 maja w PRL miało miejsce wydarzenie, które dziś budzi ironię i drwinę, a udział w którym był obowiązkiem wielu obywateli: pochód pierwszomajowy. 1 maja, jako święto pracy obchodzone od 1890 roku, było wielkim i doniosłym wydarzeniem w krajach socjalistycznych, w których przecież tak bardzo kładziono nacisk na kult robotnika. W pochodach udział brali pracownicy z poszczególnych zakładów pracy, uczniowie szkół. Niesiono zazwyczaj czerwone flagi, wizerunki Lenina, Stalin i sekretarzy partii. Takie pochody organizowano w PRL w każdym większym mieście.

Czasem mogło to wyglądać naprawdę kolorowo... Takie pochody odbywają się do dziś na całym świecie. W Polsce organizowane są przez m. in.lewicowe partie i organizacje pracownicze, ale, rzecz jasna, nie mają już takiego charakteru, jak kiedyś.

wtorek, 28 kwietnia 2009

Na przekór betonowi, cz. 1.

Muzyka w czasach PRL nie ograniczała się jedynie do kreacji, jakie
mogliśmy oglądać na festiwalu w Sopocie i Opolu. Początkowo, z grzeczniejszych
wykonawców, takich, jak Piotr Szczepanik, Anna Jantar, Karin Stanek (tutaj
naprawdę podaję nie mające ze sobą nic wspólnego przykłady), zaczęły
wyłaniać się wykonawcy, którzy, chociaż zobowiązani wobec cenzury i
promowani w tym dużym, oficjalnym obiegu, odstawali nieco od tła...
Jednym z pierwszych, wyróżniających się zespołów był Maanam. Dziś
kojarzy się z dużymi rozgłośniami radiowymi i wokalistką Korą, ale
mało kto pamięta, że Kora nie była w zespole od samego początku, a sam
zespół swój pierwszy większy koncert zagrał na festiwalu w Jarocinie (o
którym będzie jeszcze mowa). To był pewien powiew świeżości, zresztą...
zobaczcie sami:

Kolejną grupą, która dała wycisk niejednym rodzicielskim portfelom było (czy
była) Lady Pank... Jeden z najpopularniejszych do dziś polskich zespołów miał nawet szansę zrobienia kariery w USA. Nic z tego nie wyszło, ale za to pozostał teledysk:

Ciekawie to wygląda, nieprawdaż? ;)
Interesującym , choc dziś nieco zapomnianym zespołem była grupa Wanda i Banda. Charyzmatyczna wokalistka tego zespołu, Wanda Kwietniewska, zaczynała swoją karierę w innym zespole - także bardzo popularnym - Lombard. W 1982 roku zaczęła jednak nagrywać i koncertować z Bandą, co zaowocowało m. in. ścieżką dźwiękową do znanego serialu tv dla młodzieży "Siedem życzeń". Poniżej, z racji tego, że już jutro środa ;) ;), zamieszczam czołówkę serialu wraz z piosenką Wandy i Bandy:

Pamiętacie ten serial?

czwartek, 16 kwietnia 2009

"Za dziesięć minut trzynasta..."

Jedną ze znamiennych cech PRL było wprowadzanie dziwnych zakazów i nakazów, mających na celu regulowanie i uładzanie życia obywateli (hmmm... ale czy dziś na pewno jest inaczej?). Jak już wspomniałam w jednych z wcześniejszych wpisów, alkoholizm był jedną z największych bolączek, które trapiły wówczas władze tego kraju.

Żeby nieco przytemperować nałogi narodu, w 1982 roku wprowadzono zakaz sprzedaży alkoholu przed godziną 13tą. Ten błyskotliwy pomysł sprawiał, że tuż przed trzynastą pod sklepami spożywczo-monopolowymi tworzyły się długie kolejki ludzi z utęsknieniem czekających na szczęśliwy moment. Polacy szybko jednak znaleźli sposoby, by jakoś obejść te zakazy...Dla chcącego nic trudnego. A oto, jak ten zakaz pamięta wspomina znany satyryk Krzysztof Piasecki: "Chcieliśmy opić mój sukces (napisałem sztukę), ale było przed 13" - opowiada. "Kolega mówi, żebym się nie martwił. Podeszła kelnerka, a on do niej: . Ja do niego, czy on zgłupiał, że kawę będziemy pić. On mnie uspokaja. Przychodzi kelnerka z eleganckim filiżankami i dzbankiem, w którym była wódka. Okazało się, że to było specjalne hasło w tej kawiarni, a wódka nazywała się właśnie Silwana". (Izabela Marczak, Trzynasta wybiła, kolejka ruszyła, "Dziennik"2007)).
Być może alkohol rzeczywiście smakował wtedy lepiej, zyskując w godzinach przedpołudniowych status zakazanego owocu... O sytuacjach podsklepowych wynikacjących z tego zakazu śpiewał Shakin' Dudi w Opolu w 1986 roku... Zobaczcie sami:

W niektórych krajach taki zakaz rzeczywiście istnieje i dzisiaj (m. in. we Włoszech, w niektórych stanach w USA). U nas najwidoczniej nie miał racji bytu... ;) Zniesiony został w 1990 roku.

poniedziałek, 13 kwietnia 2009

Dyskretny urok propagandy, cz. 3.

Kolejna podróż w meandry peerelowskiej propagandy zaprowadzi nas tym razem do euforycznego podkreślania istotnej roli każdego obywatela w codziennej pracy, prowadzącej do budowania kraju. Wyrazy tego sztucznie tworzonego kultu pracy i robotnika w PRL znajdziemy w poniższych plakatach...
Najczęstszą tematyką takich plakatów była budowa. W zrujnowanej po II wojnie światowej Polsce szczególnie potrzebne były nowe budynki mieszkalne, siedziby instytucji. Masy ludzi pracowały w ten sposób, do czego zachęcano i ich i gloryfikowano ich w pracę:



...nie tylko zresztą o budowę domów tu chodzi... ach, te silne robotnicze ręce trzymające książkę...! nie samą pracą człowiek żyje - kultura także jest istotna! Na poniższym plakacie widzimy ulubioną przez propagandę parę - robotnik i chłopka:

...lepiej pracować, ponieważ leniuchy są już dla Polski Ludowej stracone!

"bumelant" to określenie było dosyć często używane w tamtych czasach właśnie dla określenia kogoś kto nie chciała pracować... ciekawe, co?

Przecież osoba pracująca ma tyle przywilejów...

...ale nie można zapominać o służbowych sprawach:

... i o tym, że nie powinno się robić niczego ponad obowiązki:

... i że w pracy powinno się przede wszystkim pracować (a nie, jak poniżej - pić herbatkę i czytać gazetki ;) - czy, odnosząc się do trendów mody z tamtych lat - palić papierosy):

Jednym ze znaków tamtych czasów było obmyślanie przez rząd PRL rozmaitych planów do realizacji - mieliśmy plan 5-letni, 6-letni i bardziej dalekosiężne, które również znajdowały swoje odzwierciedlenie w propagandzie plakatowej (poniższy plakat wygląda jakoś dziwnie znajomo):

Wynik pracy, jej ukoronowanie i podsumowanie trafiało do władz (w tym przypadku Bieruta i Rokossowskiego- jak na poniższym obrazku (przyznam szczerze, że to jeden z moich ulubionych plakatów):

Na zakończenie wyjdziemy poza Polskę Ludową. Dziś możemy się już z tego śmiać, podziwiać te plakaty z punktu widzenia osób, które niewiele lub wcale nie mieli z tym do czynienia bezpośrednio. Wciąż jednak istnieją takie miejsca na ziemi, gdzie ludzie nie mogą dokonywać żadnych wyborów (o ile w ogóle są jeszcze świadomi, że jest coś takiego, jak wybór). W Korei Północnej propaganda plakatowa rzecz jasna wciąż istnieje:

Ten plakat pokazuje nam w pewnym sensie, to co działoby się, gdyby ten system w naszym kraju przetrwał - chociaż w Korei Płn. ten totalitaryzm od dawna miał ostrzejszą formę, niż u nas.

Dyskretny urok propagandy, cz. 2.

Nie tylko wskazówki dla obywateli, ale także inną tematykę opiewały plakaty propagandowe. We wcześniejszym poście mogliście dowiedzieć się o "przyjaźni" polsko radzieckiej (była ona wprawdzie jednostronna, ale cóż to...). Wykonano więc o odpowiednie plakaty w związku z tą tematyką...
... na pierwszym plakaciku wujek Stalin i prezydent Polski Ludowej, Bierut:

Stalin solo, w wersji bardziej fotoszopowej (ciekawe, jakimi technikami posługiwano się w tamtych czasach? Jak napisał Dredoo w jednym z komentarzy, stworzenie takiego plakatu, pomijając jego treść, to naprawdę sztuka. Bez komputera i programów graficznych...:

Stalin po raz trzeci:

A to poprzednik Stalina, Lenin. To taki pan, któremu zawdzięczamy powstanie ZSRR:

pomyślmy też o dzieciach:

Przyjaźń polsko-radziecka była na tyle "silna", że zatajono pewne, dosyć istotne w historii naszego państwa prawdy - takie, jak agresja ZSRR na Polskę w 1939 roku. Po II wojnie światowej (a nawet jeszcze podczas jej trwania) to Niemcy przedstawiane był jako główny wróg Polski:

Wrogiem byli nie tylko sami Niemcy, ale także wszystkie państwa spoza żelaznej kurtyny, w stojące na czele państw Zachodu - USA:

...i ówczesny, propagandowy odpowiednik dzisiejszego anarchistycznego "Dość krwi za ropę" (chociaż akurat ten komunikat wysłany jest przez nadawcę o innych intencjach):

poniedziałek, 6 kwietnia 2009

Dyskretny urok propagandy, cz.1.

Propaganda władz PRL to kolejny element codziennego życia w tamtej epoce. Stale obecna wśród środków masowego przekazu, w połączeniu ze stylistyką lat 50, 60, 70-tych... tworzyła piorunującą mieszankę, która całe szczęście nie zmieszała umysłów obywateli, jak ma to miejsce do tej pory np. w Korei Północnej.
Jednym z przejawów tej peerelowskiej propagandy były plakaty. Jest to już może nieco oklepany temat, ale myślę, że niektóre z nich warte są pokazania i upamiętnienia ze względu na swoją pomysłowość. Które są waszymi ulubionymi?

Zacznę egoistycznie... Kobiety siłą PRL! Na plakatach widniały silne robotnice, które w Polsce Ludowej były w stanie imać się męskich zajęć, silne, "bardzo brzydkie dziewczyny o czerwonych rękach", jak określił je Zbigniew Herbert w swoim wierszu "Potęga smaku".

... mały akcent kobieco - pocztowy (tu ślę pozdrowienia dla pocztowych gołębi i innego DROBIU!):

... słodki smak młodości w szeregach ZMP...

Wypada poświęcić trochę miejsca jednej z większych bolączek władz Polski Ludowej - szerzącemu się w społeczeństwie alkoholizmowi. Trudno to ocenić z dzisiejszej perspektywy, ale faktem jest, że realia w jakich się wtedy żyło raczej wpędzały w uzależnienia niż z nich leczyły. Władza ludowa się starała...

mniej lub bardziej wymownie:

... i a propos wcześniejszego wpisu o samochodach w PRL:

Trzeba było uważać, w końcu Wielki Brat czuwał:

...i nawoływał do czuwania także obywateli PRL:


A na koniec mały akcent w nieco anarchistycznym stylu:

wtorek, 31 marca 2009

W barze mlecznym

Jedną z pamiątek po PRL , które niekiedy można nadal spotkać w dzisiejszym krajobrazie są bary mleczne. Także dziś niejedno dziecko pyta swoją mamę, ciągnąc ją za rękaw: "Mamo, ale dlaczego ten bar nazywa się mleczny, przecież tu nie ma mleka?". Przewaga dań mlecznych jest już znikoma, lecz pewien sentyment pozostał. Jest to zawsze dobra alternatywa dla tych, którzy chcą zjeść tanio, często smacznie, a na pewno quasi-domowo. Dziś zlały się z krajobrazem dzisiejszego kolorowo-nijakiego miszmaszu. Myślę, że wiele osób pamięta przez mgłę, te zatłoczone, parne wnętrza, gdzie głos zamawiającego klienta "Pomidorowa raz!" mieszał się z głosem pani kuchenkowej: "Pomidorowa wyszła!". Klient rad czy nierad (niby klient nasz pan, lecz w PRL bywało z tym różnie) wybierał sobie inne danie - czy to ogórkową, czy też z innej beczki - makaron z serem. Były i czasy, kiedy kupowało się na kartki - porcjowano pyzy, kopytka i cały asortyment dostępny w w tej jadłodajni.
Bar mleczny był pewnym odpowiednikiem zachodnich fast foodów, miejscem, gdzie nie delektowało się jedzonych dań, ale szybko zjadało i wychodziło (najczęściej z powrotem do pracy lub do kolejki - czyli stałego elementu ówczesnej codzienności). Jako materiał poglądowy niech posłuży ten fragment "Misia" Barei. Powiedzieć "proszę" w taki sposób jak robi to ta pani to prawdziwa sztuka!

Dodam tylko, że te przymocowane łańcuchem talerze i sztućce to psikus twórców tego filmu, w rzeczywistości tak nie było, zapewniam was, droga młodzieży!
Chodziliście? Chodzicie nadal? Może macie swoje ulubione?
Ja zaliczyłam kilka - oblegany "Podlasie" w Białymstoku i "Uniwersytecki" na przeciwko pewnego Instytutu ;) w Warszawie. W Gdańsku dla spragnionych jadła jest "Neptun", jest też na krakowskim Starym Mieście tego typu bar, którego nazwy nie pamiętam, ale jego wnętrze świetnie wpisuje się w klimat tej części tego właśnie miasta.
Zmieniają się czasy, przybywa nowych knajp i miejsc, postępuje mcdonaldyzacja społeczeństwa, knajpy upadają, a bary mleczne istnieją nadal. Zresztą sprawdźcie sami - wprawdzie trochę się zmieniły, lecz pewien klimat pozostał.

sobota, 28 marca 2009

Odpicuj mi brykę w PRL

Polacy w PRL nie gęsi i swoje samochody mieli. Najlepszym dowodem na to są skryte gdzieś w zakamarkach garaży, złomowisk i kolekcjach miłosników auta, które niegdyś były marzeniem każdego Polaka, a dziś są już tylko wspomnieniem (chociaż czasem jeszcze jakiś fiacik 126 p przemknie ulicą tu i ówdzie).
Auta PRL... W zależności od tego, z którą to dokładnie dekadą mamy do czynienia, motoryzacyjne marzenie obywatela przedstawiało się nieco inaczej... Zobaczmy:
Syrena,
Warszawa

oraz bohater naszego dzisiejszego wpisu, czyli właśnie Fiat 126 p. Nazywany pieszczotliwie "maluchem", została zaprojektowany jako marzenie statystycznego Kowalskiego. Doczekał się nawet roli w filmie Sylwestra Chęcińskiego "Nie ma mocnych" (któż z nas nie oglądał tego filmu o perypetiach Karguli i Pawlaków?). Zobaczcie - po 1 minucie i 18 sekundach pojawia się on - czerwony maluch...

Wiele rodzin prędzej czy później miało w swoim posiadaniu to legendarne auto. Oto co znalazłam na jego temat w wydanym w 1980 przewodniu turystycznym po Górnym Śląsku i Zagłębiu Dąbrowskim (Fiat 126 p był produkowany także w Tychach, a jak wiadomo w PRL zwiedzało się nie tylko ciekawe obiekty przyrodnicze i kulturalne, ale także przemysłowe. W ten sposób dawał o sobie znać ten socjalistyczny kult pracy i robotnika. Wyobrażacie sobie dziś wycieczkę do fabryki opon albo mleczarni? Z czysto turystycznych pobudek?):
"Kiedy pojawiły się na naszych jezdniach kolorowe samochodziki Fiat 126 p, wielu przychodniów przystawało i oglądało je z dużym zainteresowaniem, wyraźnie zazdroszcząc pierwszym posiadaczom. Potem zaczęły krążyć setki mniej lub bardziej złośliwych dowcipów, które najczęściej opowiadali ludzie marzący w cichości ducha o posiadaniu takich czterech kółek, chociaż początkowo skakały one podobno na drzewo, gdy... pies je wystraszył. Dzisiaj widok zgrabnych fiacików nikogo już nie dziwi (...) samochodziki te stały się nieodłącznym elementem naszych ulic i szos, a ich walory praktyczne - zwrotność i ekonomiczność - zyskały sobie ogólne uznanie użytkowników" (Janikowska-Skwara J., Górny Śląsk i Zagłębie Dąbrowskie. Panorama Turystyczna, Warszawa 1980)
Czy kiedykolwiek wy lub wasi rodzice mieliście któreś z tych aut? Moja rodzina posiadała dwukrotnie fiata 126 p. Trudno ocenić mi z dzisiejszej perspektywy to auto, ponieważ niewiele już pamiętam, ale ten fiat był niczym terenówka na polnych wiejskich drogach, jak ciężarówka - ze względu na to, co i ile można nim było przewieźć i jak prawie luksusowe auto, którym nikt nie powstydził się zajechać na zabawę do remizy czy niedzielną mszę.

środa, 25 marca 2009

tęskonota za kolorowym papierkiem

Kryzys na początku lat 80-tych utrudnił życie obywatelom PRL do tego stopnia, że mieli oni problem nie tylko z kupnem mięsa czy bardziej luksusowych produktów (co akurat było jedną z cech charakterystycznych tej epoki), ale także tak codziennych rzeczy, jak papier toaletowy, podpaski, chusteczki higieniczne... Ubrania i buty było niejednokrotnie ciężko dostać (chyba, że były to RELAXY, ale i z tym bywało rożnie...

Kupienie dobrej czekolady mogło być nie lada wyczynem, szczególnie z tego względu, że wówczas królowały wyroby czekoladopodobne, dziś skryte w nielicznym zakamarkach supermarketów (o ile jeszcze rzeczywiście gdzieś są). Pół biedy, jeśli ktoś miał rodzinę lub znajomy6ch za granicą, który przysyłali paczki z różnymi, często niedostępnymi u nas towarami: owocami południowymi (pomarańcze naprawdę ciężko było dostać), słodyczami (te zachodnie czekolady... mmm), napojami w puszkach (to był szał!!! napój w puszce!!!) , kosmetykami (innymi niż perfumy "Być może" i dezodorant "Derby"). A teraz uwaga - szokująca prawda: czasem dekorowało się swoje pokoje tymi kolorowymi opakowaniami, które tak bardzo różniły się od szarego papieru, w który kiedyś opakowywano u nas produkty. Ogólnie rzecz biorąc, opakowania dostępnych u nas rzeczy nie były tak efektowne i zachęcające. Bo po co, skoro reklamy praktycznie nie istniały...
Z tego dekorowania pokojów można się dziś śmiać, ale sama pamiętam dobrze kolekcję papierków po belgijskich czekoladach, które miała moja kuzynka, a jej starsza siostra - kolekcję pudełek po papierosach - "Camelach", "Monte Carlo" i innych, tak rożnych i piękniejszych niż "Nordy" czy "Klubowe" i brrr... "Sporty" (niejeden uczeń został z nimi wyciągnięty za ucho przez nauczyciela z krzaków w pierwszy dzień wiosny). A poniżej - guma "Donald". Żuliście?

... i Polo-cocta (polski odpowiednik symbolu zgniłego kapitalizmu - Coca Coli)

czwartek, 19 marca 2009

Big Brother patrzy


Polska Rzeczpospolita Ludowa, jako członek Układu Warszawskiego była pod bardzo silnym wpływem Kraju Rad - ZSRR. Bratni naród do tego stopnia kontrolował życie obywateli zarówno swoich, jak i innych Republik Ludowych w Europie (Węgierska RL, Czechosłowacka RL, Jugosłowiańska...), że aż... obowiązkowym językiem, którego uczono w szkołach był rosyjski.
Nie było to zbyt popularne wśród uczniów i studentów w tamtych czasach, do tego stopnia, że kiedy w 1989 zmienił się ustrój polityczny w Polsce i ZSRR nie kontrolowało już w takim stopniu naszego kraju, ludzie w euforii wyrzucali słowniki polsko-rosyjskie do śmieci (a także Dzieła Lenina i tym podobne skarby). Czy była to dobra decyzja? Dziś znajomość rosyjskiego to dodatkowy atut w CV, jednak inwigilowanie obywatele republik ludowych mieli prawo do takiej małej ekspresji swoich uczuć po tych wszystkich latach...
bez względu na to, jakbyśmy narzekali, ludzie mieszkający bezpośrednio w samym ZSRR mieli o wiele gorzej - oni jeszcze bardziej mogli odczuć klimat z orwellowskich powieści. Plakat zamieszczony tutaj krzyczy "Nie boltaj", czyli "Nie gadaj (rozmawiaj) - a zatem nie opowiadaj swoim znajomym za dużo...

niedziela, 15 marca 2009

Każdemu po równo

"Życie jest ciężkie" - myślisz stojąc w kolejce do kasy w centrum handlowym (ach, te wyprzedaże). Pomyśl, że ponad 20 lat temu nie Ty dyktował(a)byś to, co chcesz sobie kupić. Twoje potrzeby żywnościowe, tekstylne i higieniczne dyktowane byłyby przez specjalne kartki, które w każdej wiosce i mieście wydawane były obywatelom PRL. Jak widać na załączonym obrazku, na każdego członka rodziny przypadał: kilogram mąki, pól kilo cukru...

Były specjalne talony na benzynę, a na każde dziecko w wieku szkolnym przypadało dodatkowo pół kilograma masła (żyć nie umierać)!
Nałogi nie byłyby wówczas Twoją indywidualną sprawą - Państwo przewidziało także przydział na papierosy i alkohol. Miodzio

I z tego to właśnie powodu każda sprzedawczyni w sklepie była wyposażona w nożyczki, po to, by odcinać poszczególne fragmety od Twojej indywidualnej kartki.

piątek, 13 marca 2009

Ja przepraszam, ale o co chodzi?

... no właśnie :) jestes bowiem młodocianym obywatelem Polskiej Republiki Ludowej. Tak, tak. Była bowiem taka epoka w dziejach naszego kraju, kiedy to realia wygląda nieco inaczej niż teraz i to nie tylko z powodu postepu technicznego (a raczej jego braku) czy realiach obyczajowych. Zmieniły sie bowiem, nie tylko czasy, ale także ustrój polityczny w jakim żyjemy. Moim zdaniem, zmiany poprowadziły na s wlepszym kierunku, ale tamte czasy miały swój urok...
Na tym blogu chcę powrócic do tamtych czasów, odwołac się do swoich i waszych wspomnień, dlatego licze po cichu na to, że czasem podzielicie się ze mną jakimiś wspomnieniami w komentarzach. Czekam także na komentarze tych osób, które nie pamiętają i nie mogą pamiętac epoki PRL - wasze zdanie liczy się dla mnie szczególnie, ponieważ będę starała się nie tylko powspominać epokę, ale także przybliżyć ją tym osobom,które wiedzą o niej niewiele albo nic.
Na początek uczcijmy powstanie tego bloga tą wesoła piosenką, którą znalazłam na You Tube. YT ma to do siebie, że czasem skrywają się tam prawdziwe perły, które czekają tylko na to, żeby je odkryć. przedstawiam Wam "Za zdrowie Pań", piosenkę takiego pana, który zwał się Edward Hulewicz i był poniekąd znany w latach siedemdziesiątych. Zywe złoto, prawda ;) tak, tak, własnie takich piosenek się wtedy słuchało... Poza tym, zauważcie, że wtym teledysku występują znane osoby, m. in. Anna Jantar (dla młodzieży: mama Natalii Kukulskiej) - czyli ta pani, która stoi obok Edwarda Hulewicz i odstawia na stół nadprogramowy kieliszek szampana oraz zespół Alibabki (to te Panie, które siedzą na sofie czy też szezlongu czy kanapie - pytanie za 10 punktów - co to za mebel, na którym siedzą Alibabki???). A kim były Alibabki? Jeśli ktoś nie wie - vide piosenka "Przeleć mnie" (sic!)
And - there is some clip, to begin, not only for women...

czwartek, 12 marca 2009

tadaa


Tadaaa!!! Wracasz ze szkoły i co??? Jest prezent - pod poduszką czeka na Ciebie czekolada - czy to "Józefinka", czy "Jedyna" czy też inny wyrób wyprodukowany w firmie 22 lipca (tak cześć rocznicy Manifestu Lipcowego zwała się niegdyś firma Wedel). Jeśli jesteś chłopakiem, być może rodzice dorzucą Ci Łunochod (uwierz, to super zabawka - mój kolega dostała taką na gwiazdkę), jeśli dziewczynką - to może jakąś lalkę (ale nie Barbie! to nie te czasy... no chyba, że z Pewexu). Jeśli lubisz czytać - to może książka Hanny Ożogowskiej, Małgorzaty Musierowicz, albo coś z serii "Pan Samochodzik" Zbigniewa Nienackiego. Co Ty na to? Co wolałbyś dostać?

dziś są Twoje urodziny


Wyobraź sobie... Są Twoje urodziny. Budzisz się i zamiast kolorowej tapety na ścianie widzisz brudny, żółtawy papier w brązowe szlaczki. Idziesz do łazienki, wypełniacz czynności porannej toalety z mydłem "Bambino" lub "Toaletowym"... Jesz kanapkę z samym masłem na śniadanie, pijesz gorące mleko z kożuchami, których nie cierpisz...Nie ma w domu Twojej mamy, ponieważ od 3 rano sterczy w kolejce w spożywczym , bo właśnie przywieźli mięso. Wychodzisz do szkoły. Zakładasz swój granatowy mundurek z przyszytą tarczą, na plecy tornister... Zastanawiasz się, o dostaniesz na urodziny od rodziców... Hmm...